Nowy blog.

Zapraszam wszystkich na nowego bloga

http://always--be--yourself.blogspot.com/



wtorek, 29 maja 2012

Rozdział II .

Rozdział II .

   Matko jak ja nienawidzę sukienek,tak jestem dziewczyną i przyznaje się do tego szczerze. U mnie tylko spodnie wchodzą w grę,może i jestem dziwną i dla niektórych nienormalną dziewczyną,ale jestem sobą i chyba to się liczy,prawda? Wyrobów spódniczko i sukienko podobnych nie ubieram, chyba,że mam taki kaprys,lecz to się zdarza naprawdę rzadko. Niby dzisiaj jest taka okazja. Impreza firmowa to niby okazja? Cały dzień matka truła mi "załóż sukienkę, tak ubierają się dziewczęta w twoim wieku na uroczystości" . Może i inne lubią się stroić,ale ja nie. Nie powiem,że jestem jakiś niechluj, co włosy myję raz na tydz.,nosi niedopasowane ciuchy. Noszę sobie co mi się podoba i co moim zdaniem do mnie pasuje, dbam o to jak wyglądam,no ale bez przesady. Nie spędzam 2 godzin przed lustrem nakładając tapetę i gładź szpachlową. Tusz do rzęs, gdzieniegdzie korektor, błyszczyk i to tyle. Dzisiaj też tak zrobiłam,przynajmniej będę wyglądać naturalnie i moim zdaniem normalnie. Włosy upięłam w  kok.Ubrałam czarne jeansy, białą bokserkę i marynarkę i do tego oczywiście,jakby to powiedzieć?, buty na płaskim. W szpilkach nie będę się męczyć,no ale mniejsza o to jak wyglądam,bo kogo to obchodzi. A już wiem moich rodziców. "Jak ty się ubrałaś?!Później porozmawiamy o twoim wyglądzie" - właśnie tak skomentowali mój strój. Oczywiście ona sukienka za kolana,a on garniak,wydaje mi się,że jakby mogli chodzili by tak ubrani codziennie. Właśnie wychodzę z samochodu przed dość wysoki budynek. Jedyne o czym marzę to: winda, bo nie mam zamiaru wchodzić po schodach, achh tak jestem leniwa,a czasami nawet bardzo,ale dobrze mi z tym. No to tak wchodzimy do windy,a po drodze i w samej windzie żywego ducha. Jesteśmy spóźnieni, wiecie musi być wielkie wejście jak na rodzinę Davis przystało. Nie cierpię tego uczucia gdy gdzieś wchodzisz i wszystkie oczy przypatrują się tobie z uwagą i tak jest i tym razem,wszyscy wpatrzeni w swoich szefów i tym samym w mnie. Oooo za horyzontem pojawiła się grupka bogaczy łamane na lalusiów łamane na "najcudowniejsze dzieci" i za 3,2,1 ...
- Wiesz myślałam,że obowiązuje strój oficjalny,czyli dla chłopców garnitury,a dla dziewcząt sukienki - przemówiła do mnie panna Annabell Pert. Córka "najlepszych przyjaciół" moich rodziców. Dlaczego z ironią? No,bo gołym okiem widać,że tylko dlatego zadają się z nimi,aby utrzymać wysoką pozycje w firmie. Najwyraźniej są ślepi,ale to nie mój problem. A wracając do Annabell. Jest chyba najbardziej z nich wszystkich rozpieszczona. Pojawia się nowa lustrzanka,telefon on już ją ma. A fotografią "
interesuje się",żeby mi dopiec choć zdjęć robić nie potrafi stąd kolejna ironia.
- Gdzieś jest to napisane? Bo nie wiem, zdaje mi się,że nie ma jakiegoś regulaminu snobów, jeżeli jest to wyślij mi mejlem, będę ci wdzięczna z całego serca i następnym razem się poprawie,obiecuje - na moją odpowiedź tylko zrobiła duże oczy i odeszła ze swoją świtą. Idą rodzice z jakimiś ludźmi będzie źle,coś tak czuje ...
- Eleno poznaj Treiner'ów. To jest ich syn Martin - świetnie znowu chcą mnie z kimś spiknąć,przyzwyczaiłam się
- Miło mi poznać - uścisnęłam im dłonie,zostawili nas samych,kolejny bonus, tamci też chcieli byśmy byli w sobie zakochani aż po grób. Zaraz rzygnę tęczą normalnie, na wieść o tym jak się troszczą o moją przyszłość.
- Wiesz co? Ładna jesteś, może chciałabyś gdzieś ze mną wyjść - zaczęło się
- Nie dzięki mam chłopaka - oczywiście było to totalnym kłamstwem, bo z James'em  nie spotykałam się od ponad 0,5 roku,ale o tym wiedziały tylko Kate i Danic'a. Nie mówiłam nic rodzicom,bo nie miałabym wymówki,aby nie umawiać się z ich idealnymi chłopakami dla mnie. James to zamknięty rozdział i nie chcę o nim wspominać,zdradził mnie i jak dla mnie jest skończonym dupkiem i tyle na ten temat. Przyznam się płakałam jak się dowiedziałam, przez jakiś czas nie mogłam się pozbierać,ale wreszcie zrozumiałam,że nie był mnie wart. Miałam wsparcie u dziewczyn i partner jak na razie do szczęścia potrzebny mi nie jest.Pro po Dan i Kate to niestety wracają dopiero 30 sierpnia,czyli tak praktycznie ledwo zdążą na moją wystawę. Pierwsza jest na obozie, a druga na wakacjach w Hiszpanii, brakuje mi ich,ale jakoś sobie radzę. Mam jeszcze Burr'ego,który zawsze wysłucha mnie gdy potrzebuje się wygadać. Mijają kolejne godziny, siedzę tu ,a tak właściwie stoję, bo po co krzesła skoro można postać. Chodzę od stołu do stołu szukając czegoś zjadanego, a tu tylko kawior,łosoś,ślimaki i inne "przysmaki" których wolałabym nie próbować. Powoli zaczynam głodować, a tu nic do zjedzenia. Minęły dopiero 3 godziny, a ja czuje się jakbym była tu z 10 godzin! Jak w szkole, dosłownie, a muzyka klasyczna nie pomaga, w sumie to pomaga,ale w przysypianiu. Ktoś szturcha mnie w ramię,gdy nalewam sobie wody z lodem,sądząc,że to ktoś z ludzi w moim wieku grzecznie odpowiadam:
- Kim jesteś i czemuż to mnie zaczepiasz?!
- Przepraszam, ale ty ze wszystkich dziewczyn tutaj wydajesz się najnormalniejsza. - o jak miło,że ktoś zauważył, spójrzmy z kim ma przyjemność. Chłopak, co zdążyłam rozpoznać po głosie. Kręcone włosy, zielone oczy, trochę wyższy ode mnie, na oko w moim wieku może rok starszy. Ubrany podobnie do mnie w czarne spodnie, biały t-shirt i marynarkę. Bratnia dusza normalnie, pierwszy raz na tego typu przyjęciach zobaczyłam chłopaka nie ubranego w garnitur
- Elena,widzę,że nie jesteś zwolennikiem "oficjalnych" strojów tak jak ja - na moje słowa tylko się uśmiechnął
- Harry, i tak podzielam twoje zdanie. Twoi rodzice tu pracują?
- Tak właściwie to oni są właścicielami firmy i szefami wszystkich szefów, a twoi? - miejmy nadzieję,że nie jest typem tego,który przystawia się do mnie gdy tylko dowie się,że moi starzy tu rządzą
- Moja mama niedawno zaczęła tu pracować i została zaproszona i z racji tego,że mojej siostry nie ma to ja zostałem zmuszony iść razem z nią jako wsparcie. Mam się do ciebie zwracać jakoś specjalnie?
- Oczywiście,że tak, masz mówić do mnie najwyższa wysokość Elena Davis - zaśmialiśmy się razem z mojego a'la żartu- tak na serio to po prostu Elena
- Czyli miałem racje nie należysz do tamtej grupki - wskazał palcem Annabell i innych snobów. Matko jak ja kocham ich tak nazywać, zaraz zacznie to być moje hobby. - Z racji tego zapytam: czy nie masz ochoty wyrwać się z mną na ognisko organizowane przez ze mnie i moich przyjaciół?
- W sumie to czemu nie? Lepsze ognisko z nieznajomymi niż spędzanie czasu w ten sposób - ruszyliśmy w stronę wyjścia, gdzie nie wspomniałam niedaleko stała Annabell i od razu ruszyła w naszą stronę
- Gdzie wy dwoje się wybieracie?
- Rzucić się pod autobus, bądź samochód ewentualnie pod rower, a co idziesz z nami? - na co blondynka zrobiła urażoną minę. Uwielbiam jej mimikę twarzy, mogłaby robić karierę,sama nie wiem w czym,ale w czymś na pewno. Odeszła sobie, a zaczął iść w naszą stronę Martin. Pociągnęłam Harre'go za rękę i wyszliśmy. Najwyraźniej nie spodziewał się takich słów po mnie,cóż trudno, chciał mnie zabrać to ma za swoje.Dobiegł nas głos chłopaka
- Myślałem,że masz chłopaka.
- Od razu odpowiem na twoje pytanie nie mam chłopaka, to tylko taka wymówka,by nie umawiać się z tamtym - wskazałam za siebie. Wiedziałam,że chciał o to zapytać bo otwierał już usta. Jechaliśmy w dół w w ciszy,która była dla mnie dziwna,bo myślałam,że z niego gaduła.
- Cz,czy ty tak na serio? - nie mówicie,że go przestraszyłam tym tekstem
- Co z rzucaniem się pod koła? To był tylko żart ,aby zamknęła japę. - wyraźnie mu ulżyło. Wyszliśmy na zewnątrz,gdzie stał samochód a przy nim oparty o maskę chłopak. Poszłam za Harr'ym w jego stronę
- Ile można czekać? O witam piękna damę - uśmiechnął się na mój widok
- To jest Louis, a to Elena - uderzyłam go w ramię - No co?
- Sama umiem się przedstawić. Jestem Elena - Lou tylko zaśmiał się pod nosem i wsiedliśmy do auta. - Mam do was prośbę - odwrócili się do mnie z pytającą miną - Możemy podjechać do mnie,abym się przebrała? - Lou przytaknął i podałam mu adres. Podjechaliśmy pod mój dom, po drodze okazało się ,że loczek (jak go nazywa Louis) też z chęcią by się przebrał, miał przy sobie ciuchy więc zaproponowałam mu aby zrobił to u mnie. Niestety zapomniałam o małym szczególe, mianowicie o psie rzucającym się na wszystkich kto się napatoczy. A,że chłopcy szli przede mną to na nich wskoczył
- Burry zostaw ich no już - odciągnęłam wciąż szczęśliwego psiaka - Przepraszam zapomniałam o nim - ruszyłam na górę zostawiając szatyna sam na sam z labradorem. Założyłam jak niektórzy by powiedzieli workowatą niebieską bluzę z wizerunkiem znanego na całym świecie ciasteczkowego potwora.
- Jak widzę dałeś sobie radę
- Burry jest rozkoszny,to moja bratnia dusza! - wykrzyczał radośnie Lou
Na miejsce ogniska dotarliśmy 30 minut później,przez całą drogę śmialiśmy się i rozmawialiśmy o błahostkach. Stwierdzam,że są całkiem pozytywnymi ludźmi. Nie oceniaj książki po okładce ,kłania się stare przysłowie,ale jakoś tak czuje,że mimo wszystko są pozytywnie zakręceni. W sumie jakby nie patrząc jak mi,Kate i Dan strzeli do głowy to inni powinni się nas strzec. 
Na samą myśl o ognisku od razu robiłam się głodna,więc starałam się nie zaprzątać sobie tym głowy,ale przedzierając się przez las i czując zapach kiełbasek i widząc blask ognia z daleka nie było to takie łatwe. Wreszcie dotarliśmy i naszym oczom ukazała się mała grupka osób siedzącym na pieńkach.
- Nareszcie jesteście! Ile można jechać? -zwróciła się do chłopców jedna z dziewczyn, a swój wzrok utkwiła we mnie - Jestem Eleanor. Jesteś dziewczyną Harre'go? - zdziwiła mnie tym, no,ale sama pewnie bym tak pomyślała widząc kogoś pierwszy raz  na oczy
- W żadnym razie, poznaliśmy się dzisiaj. Elena jestem
- Zayn
- Liam
- Danielle - przedstawiali się po kolei, a ja każdego z nich obdarzyłam uśmiechem
- A gdzie nasz wiecznie głodny Niall? - Niall,Niall to imię coś mi mówiło,ale nie wiedziałam co.
- Pojechał do sklepu,bo do was nie szło się dodzwonić. O wilku mowa. - powiedziała Danielle i jak wywnioskowałam z obserwacji była dziewczyną Liama. Rzeczywiście w miejscu,które wskazała pojawiła się postać. Gdy do nas podszedł zorientowałam się,że był blondynem o niebieskich oczach. Przypatrywaliśmy się sobie przez chwilę i w tym samym momencie powiedzieliśmy:
- Ja skądś cię znam!

__________________________________________________________________________________
Przepraszam,przepraszam wszystkich,którzy na przełomie soboty i niedzieli czekali na rozdział. Niestety cały weekend byłam poza domem i teraz mam diagnozy. Trzeba było sobie powtórzyć i są także inne lekcje,wiecie sami koniec roku się zbliża.Do tego musiałam przepisać tak długi rozdział. Właśnie w geście przepraszającym jest taki długi i mam nadzieje,że się wam spodoba.

Drugie przeprosiny kieruje do tych u których nie skomentowałam nowych rozdziałów,po po prostu brak czasu. Przepraszam was z całego serca i obiecuję,że skomentuje je jutro albo w czwartek,ale bardziej jest prawdopodobne że jutro,bo w czwartek wyjeżdżam do liceum na zajęcia. Przysięgam,że dam na waszych blogach komentarze i to długie,które zawsze staram się dawać.

Kolejna sprawa: wpadłam na kolejny pomysł. Chcesz być informowany o następnych skomentuj teraźniejszy. Czyli skomentujesz II informuje cię o III i tak dalej. Dlaczego? Bo później się gubię ;// Wiem jak było na pierwszym blogu (http://historyofmylife.blog.onet.pl/ na którym nowy rozdział jest dopracowywany i będzie pod koniec tygodnia także długi).

Dodaje juz nowe sondy (do 29 czerwca czyli końca roku szkolnego), czemu tak szybko? Bo będę mogła rozważyć propozycje na to kto z kim ma być. Nie mówię,że że we wszystkich przypadkach tak będzie,ale jak wpadnę na pomysł to z chęcią skorzystam z waszej propozycji.

Oczywiście dziękuje za wejścia,komentarze i obserwujących i klikających czytam.

Czytajcie,komentujcie,obserwujcie głosujcie w ankietach,polecajcie znajomym (jakby się tak stało to było by mi bardzo miło ;D) Takie moje prośby do was.

Trochę się rozpisałam,ale ujęłam najważniejsze sprawy. Do napisania.

Wasza Caroline ;D

sobota, 19 maja 2012

Rozdział I .

  Rozdział I .


    Ciepły,letni wiatr rozwiewał moje ciemne włosy, a ja nie zważając na to,że każdy z moim włosów rozwiany jest w innym kierunku,szłam sobie chodnikiem jak cywilizowany człowiek. Od czasu do czasu śląc szczery uśmiech przypadkowym przechodnią. Robiłam to dlatego,bo zauważyłam,że coraz częściej pogrążeni jesteśmy w smutku,a trochę szczęścia jest człowiekowi potrzebne. Widok uśmiechniętej staruszki,innej osoby w moim wieku, bądź kogokolwiek był dla mnie wystarczającą nagrodą za taki mały gest,który niektórym sprawiał radość. Najlepsze było to,że nikt z tego powodu nie gapił się na mnie jak na dziwadło bądź z miną „ Czego ode mnie chcesz?”. Zdarzyło mi się kilka takich przypadków np. w Stanach, ale mimo to nie zaprzestałam mojej osobistej akcji pt. :”Uśmiechnij się tak jak ja i zaraź tym innych”. Nazwa można by rzec banalna,ale to w końcu to tylko dla mnie i możliwe,że dla kogoś jeszcze. Myślałam kiedyś,aby wrodzić tę akcję w życie na miarę pewnego obszaru,choćby nawet samego Londynu,ale zrezygnowałam po jakimś czasie rozmyślań. W sumie to na ten pomysł wpadliśmy ja z moim przyjacielem z obozu w Irlandii,z którym jak wspominałam kontakt się urwał. To hasło może też odgrywa jeszcze coś w jego życiu,ale tego nie wiem. Coś mi się zdaje,że za dużo naoglądaliśmy w tych czasach kreskówek o superbohaterach, bo w ten sposób chcieliśmy uszczęśliwić cały świat,aby nie było w nim zła. Tak wiem, może wydawać się to trochę głupie,ale wtedy zdawało nam się to realne. Właśnie, wtedy ... teraz znam trochę życie i wydaje mi się,że to by się nie przyjęło,ale może,sama nie wiem. Niby zawsze jest cień szansy, taka mikro nadzieja na powodzenie. No,ale nie ma co by było gdyby,trzeba skupić się na rzeczywistości. Właśnie rzeczywistość, właściwie to wracam z zajęć fotograficznych,które niestety były już przedostatnie,bo odbywają się przez okres wakacji,raz w tygodniu a dokładniej w piątek i jest to przedostatni piątek do roku szkolnego. Uwielbiam te zajęcia,ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Każdy do następnej soboty musi przygotować coś a'la wystawę ze swoimi pracami. Najgorsze było to,że nie miałam pojęcia jakie zdjęcia mam tam przedstawić,na całe szczęście do następnej soboty jeszcze trochę czasu,więc można iść na sesje i wybrać coś nadającego się do pokazania. Zbliżałam się już do mojego domu,gdy nieopodal zauważyłam spacerującego sobie biszkoptowego labradora. Tak psiaka i to na dodatek mojego psiaka, który jak gdyby nigdy nic szwendał się po ulicy. Tylko co on tu robi i jak wylazł z domu? Pierwsza myśl: ktoś się włamał... dalej nie mogłam się już zastanowić, bo mój kochany zwierzak „rzucił” się na mnie i zaczął lizać po twarzy na powitanie
- Burry przestań! - rozkazałam mu przez śmiech, na co natychmiast się uspokoił. Miał dopiero 8 miesięcy, ale był dobrze wyszkolony. Słuchał się mnie i tak właściwie to tylko mnie, co mnie bardzo uszczęśliwiało. No ale jak się na ciebie zwalił to nie było miłe,bo trochę ważył i malutki nie był Ale zaraz,zaraz ... - Piesku co ty tutaj robisz? - złapałam go za pysk i spojrzałam w jego ślepia – No tak ty mi tego nie powiesz. Chodź. - na co Burry ruszył przed siebie patrząc się czy idę za nim – Idę,idę – odpowiedziałam mu i wstałam z ziemi. Ciągle zastanawiałam się czy nikt się nie włamał,ale nie. Drzwi od garażu były otworzone, co oznaczało tylko jedno: rodzice wrócili. Weszłam do środka i od razu dotarły do mnie ciche rozmowy, skierowałam się w stronę salonu i nie zważając na to,że wewnątrz są jeszcze jacyś ludzie,krzyknęłam:
- Czy ktoś może mi wyjaśnić co Burry robił na zewnątrz?! - moi rodzice zrobili wielkie oczy nic nie odpowiadając – I co może mam uwierzyć,że sam wyszedł? Ludzie trzeba myśleć! Mógł go potrącić samochód, mógł go zabrać hycel,mógł odejść daleko,a później trzeba było go szukać, mógł wystraszyć jakieś dziecko bądź człowieka idącego ulicą biegnąc do niego aby się przywitać, nie wolno go od tak zostawić samego na wolnej przestrzeni! - zaczęłam wymieniając co mogło by się stać i zwracając uwagę jak są lekkomyślni, a to niby my nastolatki nie zastanawiamy się nad tym co robimy. Jakby coś mu się stało to nie wiem co bym zrobiła, czekałam na ich wyjaśnienia
- No,ale przyjechała z nami ciocia Elizabeth ze swoją małą córką,a Burry mógł jej zrobić krzywdę,więc go wypuściliśmy – nie no nie wytrzymam,takiego durnego wytłumaczenia to jeszcze nie słyszałam. Labrador najmilszy chyba pies na świecie mógłby zrobić krzywdę dziecku i to siedmioletniemu i to jeszcze przy dorosłych,którzy mogą go pilnować. Mógłby ją chyba zalizać na śmierć
- To nie jest wytłumaczenie! Można go było zamknąć u mnie w pokoju, w łazience. - burknęłam tylko i wyszłam stamtąd. Chwyciłam za smycz,którą zapięłam przyjacielowi. Spacery z nim zawsze mnie odprężały, a po tej sprawie i po tym jak moi „kochani rodzice” wrócili naprawdę było mi to potrzebne. Już otwierałam drzwi,kiedy dobiegł mnie głos matki:
- Jutro idziesz z nami na imprezę z okazji zakończenia projektu wakacyjnego i nie ma żadnych wymówek. - świetnie jeszcze to. Tak „kocham” te imprezy na których jest banda snobów z którymi da się pogadać tylko o interesach. Najgorsze jest to,że ich dzieci niby w moim wieku są niewiele gorsze, nie pogadasz z nimi o normalnych rzeczach tylko o czymś nudnym,a jak już gadasz to mają taką nawijkę ( w szczególności dziewczyny,zwane potocznie pustakami,lalusiami, czyli ich kochanymi rozpieszczonymi córeczkami),że nic nie powiesz. No ale trzeba się pokazać z jak najlepszej strony, tej rodzinnej,więc Elena nie ma wyjścia musi iść, bo inaczej będzie zmieniać miejsce zamieszkania jak rękawiczki. Postawili mi taki warunek,a ja że się tu zaaklimatyzowałam, to nie miałam wyjścia. Nie chciałam opuszczać Londynu i przyjaciół. Trzasnęłam drzwiami wychodząc na świeże powietrze.

__________________________________________________________________
No i jest pierwszy rozdział,może i za dużo w nim się nie dzieje,ale jak dla mnie nie jest taki zły. Dodaje go dosyć późno,koło pierwszej i mam nadzieję,że się wam spodoba. Dziękuje za miłe komentarze pod prologiem i za 9 obserwatorów, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeszcze raz bardzo dziękuję i mam nadzieję,że liczba czytających,obserwujących i komentujących będzie powiększać się z rozdziału na rozdział. Dodaje sondę, którą zauważyłam już na kilku blogach. Jeżeli czytasz kliknij : CZYTAM, a ja będę wiedzieć ile was jest. No to co, to byłoby na tyle,dziękuje za uwagę,zapraszam do komentowania i do napisania ;D

                                                                                                                                  Wasza Caroline ;D

sobota, 12 maja 2012

Prolog .



Prolog .

    Masz wrażenie,że jesteś niewidzialny,że nikt cię nie dostrzega, a kiedy przyjdzie co do czego jesteś zauważalny,wyjątkowy? Jeśli tak masz to wiedz,że nie jesteś z tym sam. Mianowicie ja się tak czuję traktowana przez ... moich rodziców. Zdziwieni? Pewnie ktoś pomyślał o znajomych, bądź innych osobach, a tu taka niespodzianka. Chcąc nie chcąc moi rodzice do piętnastego roku życia ciągali mnie za sobą po najróżniejszych miastach świata. To Paryż,to Madryt, to Buenos Aires, Los Angeles,raz nawet przez 2 miesiące mieszkałam w Tokio. Ogólnie to mniej więcej co 0,5 roku przeprowadzaliśmy się do nowego miejsca. Niby super podróżować, no ale bez przesady! Aż w końcu moją kochana mama z ojcem uznali,że jestem na tyle dorosła,że mogę co jakiś czas zostać sama w domu i teraz jest tak,że od 2 lat mieszkam w Londynie. Czemu niewidzialna? No to tak, zostawiają mnie samą,jak zadzwonią raz w tygodniu sprawdzić czy jeszcze żyje to normalnie cud, a jak jest jakaś firmowa,rodzinna impreza to nagle przypominają sobie,że mają córkę i udajemy,że jesteśmy kochającą się rodzinką,że normalnie rzygać się chcę. Nawet nie wyobrażacie sobie jak mi wtedy słodzą, na głowie wtedy staną żeby mnie zadowolić, abym nie zrobiła im obciachu. No ale mniejsza o nich.
    Może teraz o tych dla których coś znaczę. Są to moje dwie przyjaciółki Danica i Kate. Znamy się niecałe dwa lata, a są dla mnie najważniejsze. Od razu poczułam,że mogę im zaufać i obdarzyć sympatią. A przede wszystkim możemy na siebie liczyć w trudnych momentach. Powiedzenie rodziny się nie wybiera, a przyjaciół tak w moim przypadku sprawdza się w 100%. Miałam kiedyś (jako dziesięciolatka)przyjaciela, byliśmy na obozie i od razu była między nami zwana prze zemnie przyjacielska więź. Było to dawno i nawet nie pamiętam jego imienia, wiem żadna ze mnie przyjaciółka nie pamiętać imienia, ale zapewne on mnie też nie pamięta,ale zapamiętałam jego piękne niebieskie oczy z których dało się wyczytać dosłownie wszystko (umiałam to zauważyć,choć miałam 10 lat).
    Może teraz coś o pasji? No to moją pasją jest ... fotografia. Od mniej więcej 3 lat, wtedy mieszkałam w Tokio i na ulicach tego miasta było tak pięknie, barwnie ,że od razu zaczęłam zastanawiać się jak to uwiecznić,aby nie zapomnieć tych miejsc. I wtedy pomocny okazał się mój aparat. Od tamtej pory można powiedzieć,że stałam się artystką, zaczęłam dostrzegać to czego nie zauważałam wcześniej. Do tej pory mam mój pierwszy kompakt,który przypomina mi tamte czasy,początki przygody z fotografią.
    Chcę dojść do czegoś w życiu, a nie czekać aż wielka szansa sama do mnie przyjdzie,bo tak się nigdy nie stanie. I tym właśnie w życiu się kieruję, nie poddaje się na wstępie tylko walczę do końca, a jak mi się nie uda to trudno żyję się dalej,choć czasami porażka jest strasznie bolesna...

_____________________________________________________________________________________
No i mamy prolog,trochę przydługi mi wyszedł,ale mam nadzieję że przybliżył choć trochę życie głównej bohaterki.  Mam jeszcze drugiego bloga : http://historyofmylife.blog.onet.pl/ na którego zapraszam. Jeżeli ktoś chce być powiadamiany o nowych (które będą pojawiały się mniej więcej co tydzień) niech poda adres bloga pod prologiem. No to chyba na tyle . 
Jakieś pytania? Pisz i liczę na komentarze pod prologiem, czy wam się podoba, co sądzicie i takie tam. Do napisania.
Caroline ;D

Bohaterowie .

 
Elena Davis, 17 lat. Jej przyjaciółkami są Danica i Kate. Jest jedynaczką. Mieszka (od 2 lat) w Londynie. Wcześniej mieszkała w wielu miastach świata,gdyż jej rodzice są "biznesmenami w ciągłej podróży".

Danica "Dan" Richards, 17 lat. Najlepsza przyjaciółka Eleny i Kate. Ma starszego brata Lucasa. Mieszka w Londynie od urodzenia.

 
Kate Parker, 17 lat. Najlepsza przyjaciółka Dan i Eleny. Ma 7-lenią przybraną siostrę Meggie. Jej rodzice są po rozwodzie. Mieszka z ojcem,macochą i Meggie w Londynie(od 4 lat), wcześniej mieszkała w Chicago. Jej chłopakiem jest Daniel.

 One Direction

 Niall Horan, 18 lat
Liam Payne, 18 lat
Zayn Malik, 18 lat
Louis Tomlinson, 19 lat
Harry Styles, 17 lat

  
Występują jeszcze:
Lucas Richards, 19 lat. Brat Dan.
James Smith, 18 lat.Były chłopak Eleny.
Daniel Johnson, 18 lat. Chłopak Kate.
Susan Hamilton, 18 lat. Najpopularniejsza dziewczyna w szkole.
David i Anne Davis. Rodzice Eleny.
Meggie Parker. 7 lat. Przybrana siostra Kate.
Jacob i Justine Parker. Ojciec i macocha Kate.
John i Camille Richards. Rodzice Dan i Lucas'a.
____________________________________________________________________________________
Na razie bohaterowie, możliwe,że wieczorem pojawi się prolog. Dałam zdjęcia tylko głównych bohaterów.Jak się podobają?
Jakieś pytania? Pytać.
Caroline ;D.