Nowy blog.

Zapraszam wszystkich na nowego bloga

http://always--be--yourself.blogspot.com/



środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział XIV.

Rozdział 14.

  
„Danica”

   Czułam się strasznie. Byłam bezradna. Nie wiedziałam jak pomóc najlepszej przyjaciółce,a to sprawiało,że uważałam się za złą przyjaciółkę. Niby nic nie mogłam zrobić,nie wiedziałam jak mogłam jej pomóc. Dołowała mnie myśl,że jestem jej potrzebna,że potrzebuje mojego wsparcia,a ja przy niej nie jestem. Nawet nie wiedziałam co mogłabym jej powiedzieć. Musiałam to wszystko przemyśleć,więc udałam się na przejażdżkę konną. To zawsze mnie uspokajało i pomagało oczyścić umysł. Wrześniowy wiatr rozwiewał moje włosy,gdy przystanęłam,aby Panama odpoczęła chwilę po długim biegu. Potem skierowałam się w stronę stadniny. Zobaczyłam,że ktoś trenuje skoki. Jeźdźcowi szło całkiem nieźle. Gdy podjechałam bliżej zorientowałam się,że to Zayn. Nie wiedziałam nic o jego treningu,a gdy byłam już dość blisko niego pomachał mi na powitanie. Gdy staliśmy już ramię w ramie,zapytałam:
- Cześć. Jak Elena? - wiedziałam,że teraz mieszkała u chłopaków. Dobrze,musi trochę odreagować od świata zewnętrznego na jakiś czas. Wzruszył ramionami
- Cały czas siedzi w pokoju. Niall poszedł do niej po południu ,a później gdzieś razem wyszli - zdziwił mnie. Nie myślałam,że El da się gdzieś wyciągnąć. Ale dobrze,że blondynowi udało się do niej dotrzeć. 
- Dalej trenujesz? - kiwnął głową,na co ja odpowiedziałam - Odprowadzę Panamę i przyjdę popatrzeć
- Jak chcesz - uśmiechnął się do mnie promiennie

Po około dwudziestu minutach zjawiłam się na zewnątrz. Spotkałam się z zimnym wiatrem. Zbliżał się wieczór i w dodatku zanosiło się na deszcz. Ciemne chmury sprawiły,że było dość ciemno. Spojrzałam w kierunku Zayna. Dalej ćwiczył. Wyraźnie zależało mu,aby być w dobrej formie. Albo zwyczajnie był uszczęśliwiony faktem,że wrócił w siodło i nie mógł przestać.Nagle ni stąd ni zowąd spadł z konia. Stanęłam jak wryta. Dobrze mu szło. Musiał się zagapić i ... Dziewczyno biegnij do niego! Sprawdź czy nic mu nie jest,a nie stoisz jak słup soli! Usłuchałam się głosu w mojej głowie .Podbiegłam do niego,nie wyglądało to groźnie,ale i tak się o niego bałam. Każdy upadek jest niebezpieczny. 
- Zayn! Ocknij się! - mówiłam podniesionym głosem w,którym zapewne było słychać strach. Uderzałam dłońmi o jego policzki,nic to nie dawało. Serce waliło mi jak oszalałe,było gotowe w każdej chwili wyskoczyć.Spróbuje ostatniego sposobu,jeżeli się nie ocknie,to nie jest zbyt dobrze. Zamierzyłam się w celu spoliczkowania Mulata,wtedy złapał mnie za tę właśnie rękę,i przyciągnął do siebie. Spojrzałam w jego hipnotyzujące czekoladowe tęczówki. Patrzał się prosto w moje oczy spojrzeniem jakiego nigdy dotąd u niego nie widziałam. Nie było mi dane zastanowić się nad tym co wyrażały jego oczy,ponieważ dotknął moich warg swoimi i złożył na nich delikatny pocałunek. Zwariował czy jak?! Chyba coś mu się stało w głowę przy tym upadku. Tak to na pewno to,bo co by go zmusiło,żeby mnie pocałować.Uraz głowy. Dobra przyjaźniliśmy się,a teraz przez konie bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Był przystojny,zabawny,miły ... mogłabym tak długo wymieniać. Spoliczkowałam go. Sama nie wiedziałam czy było to za pocałunek czy przez to,że udawał,że coś mu się stało. Wstałam i zaczęłam odchodzić.Co się ze mną dzieje,zakochałam się w nim? Nigdy nie byłam zakochana,więc nie wiem jak to jest. Kate i El miały wcześniej chłopaków,kochały ich,ale ja nigdy jeszcze nikogo nie kochałam tak jak kocha się chłopaka. 
- Dan,zaczekaj! - krzyknął za mną,ale ja to zignorowałam i szłam dalej. Dogonił mnie w błyskawicznym tempie,złapał w pasie i przyciągnął do siebie,tak abym mu nie uciekła. Spojrzeliśmy sobie w oczy,a ja straciłam wszelką ochotę na uciekanie. - Przepraszam – szepnął. Zastanowiłam się za co przepraszał,ale czy to miało znaczenie,gdy właśnie w tym momencie go pocałowałam?Tym razem pocałunek był bardziej namiętny. Pełny uczuć,emocji. Oderwaliśmy się od siebie. 
- Nie strasz mnie tak nigdy więcej - powiedziałam po czym oplotłam ręce wokół jego szyi,a on objął mnie w pasie i znów reszta świata przestała dla mnie istnieć i liczył się tylko on.

"Elena"

    Chciałam,aby to wszystko było głupim żartem. Chciałam,aby ktoś wszedł na ten durny strych i krzyknął "Wrobiliśmy cię!". Po prostu pragnęłam,żeby to wszystko się skończyło i nigdy, przenigdy nie wracało. Nie chciałam czuć już bólu,który zawładnął każdą cząstką mnie. Nie chciałam pamiętać niczego. Zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnościach,które spotkały mnie w ciągu zaledwie kilku dni. Kilku dni,które zmieniły moje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni. Czasami wystarczy jedno słowo za dużo,jeden dokument ukryty nie wystarczająco dobrze,żeby wszystko zaczęło się sypać i straciło swój dotychczasowy sens. Wystarczy tak niewiele,aby zmienić tak wiele.

   Patrze jak Niall przerzuca dziesiątki kartek w poszukiwaniu tej jednej jedynej,która może sprawić,że świat znów nabierze kolorów. Stanie się pełny nadziei i wiary w to,że wszystko się ułoży,że będzie dobrze. Już bez żadnych niepotrzebnych komplikacji. Robi to z taką zawziętością,jakby od tego zależało jego życie,jego przyszłość. A tak nie jest. Ja powinnam siedzieć teraz na jego miejscu i szukać czegoś co mi pomoże. Zamiast tego siedzę pod ścianą z podkulonymi nogami i patrze na niego. Coś nie daje mi spokoju,więc podchodzę i siadam na przeciw niego.
- Dlaczego to robisz? - pytam szeptem,a widząc jak unosi brwi ku górze uzupełniam - Dlaczego mi pomagasz? Wiesz,że nie musisz tego robić - siada bliżej,tak,że teraz widzę tylko jego twarz i wpatrujące się we mnie niebieskie tęczówki. Widzę w nich troskę. Troskę o mnie.
- Chcę,abyś była szczęśliwa - przyjemne ciepło przechodzi przez moje ciało. Uśmiecham się w duchu,na jego słowa
- Naprawdę?
- Tak,naprawdę - otwiera usta tak jakby chciał powiedzieć coś jeszcze,ale natychmiast je zamyka,tak jakby nie był pewny tego co chcę powiedzieć. Albo nie był pewny jak ja zareaguje na jego słowa. Po chwili orientuję się,że jego twarz jest tak blisko mojej,że niemalże stykamy się nosami. Nie jestem w stanie myśleć o czymkolwiek,widzę tylko jego niebieskie tęczówki. Dotyka kciukiem mojego policzka i składa na moich ustach pocałunek. Odwzajemniam go. Nigdy nie czułam niczego takiego. Nigdy nie czułam w pocałunku tyle miłości i nigdy ja sama nie zawarłam w na pozór zwykłym pocałunku tyle uczucia.



Czuję,że ktoś szarpie mnie za rękę,więc powoli otwieram ociężałe powieki i widzę twarz Niall'a,na której widok od razu się uśmiecham.Tylko coś jest nie tak. Przynajmniej tak mi się zdaje. Chłopak jest ... sama nie wiem jak to określić,po prostu mam dziwne wrażenie,że tego pocałunku nigdy nie było. Że to był tylko sen. Bardzo realistyczny,wspaniały sen,który mogłabym śnić przez cały czas. Tak to na pewno sen. Niall nigdy by mnie nie pocałował,a jeżeli już to teraz w tej chwili także powinien to zrobić,prawda? Przecież tak się robi na powitanie jeżeli jest się zakochanym,tak? Sen,to był tylko sen
- Po pierwsze twoi rodzice pojechali jakieś pięć minut temu,więc lepiej będzie jak zaczniemy się zbierać - uciął
- A po drugie? - dopytywałam
- A po drugie - zawiesił głos. Ja go kiedyś zamorduje! Rzucę cegłą albo siekierą. Dlaczego on mnie trzyma w napięciu. Z tego mogę wywnioskować jedno to co chcę mi przekazać jest albo bardzo dobrą albo bardzo złą wiadomością. - znalazłem coś - podał mi kartkę papieru. Od razu zaczęłam czytać. Zorientowałam się,że to list. Uważnie czytałam każde słowo,aby niczego nie pominąć. I jest. Nazwisko. Nazwisko tych,którzy adoptowali Matt'a. List od jego opiekunów. Ze zgodą na widywanie? Nic nie rozumiem,ale rzucam się na blondyna,aby go uściskać. Chciałam powiedzieć "Kocham cię",ale jeżeli nic się nie wydarzyło,mogłoby to zabrzmieć dziwnie i byłoby dość krępujące,w szczególności dla mnie. Zamiast tego krzyczę:
- Jesteś niesamowity!
- Dzięki,a teraz się zmywajmy - potwierdziłam skinieniem głowy i ostrożnie zeszliśmy na dół. Pod domem stała taksówka,czyli Niall wszystko załatwił. Cała podróż minęła nam w ciszy. Żadne z nas nie odezwało się słowem. Przez to czułam dziwne napięcie między nami. Niall odezwał się dopiero,gdy byliśmy na piętrze i każdej z nas miało rozejść się do swojego pokoju
- Przepraszam - nie zrozumiałam go. Przecież mi pomógł i to bardzo - za ten pocałunek,nie powinienem był - dokończył,a potem jak gdyby nigdy nic wszedł do siebie i zostawił mnie samą stojącą pod drzwiami o które teraz się oparłam. Poczułam się jakby ktoś mnie spoliczkował. Przyłożył w twarz wkładając całą siłę,nie patrząc na to czy mnie zaboli. A za zabolało. Cholernie zabolało.Przepraszał ... za coś co wydawało mi się snem,a teraz okazuje się,że to zdarzyło się naprawdę. Czyli nic to dla niego nie znaczyło? Nic zupełnie nic? Ale przecież czułam ile wkłada w ten pocałunek uczucia,może mi się wydawało. Może uznałam,że to co ja czuje czuję także on? Gubię się w tym wszystkim. Życie jest zdecydowanie za bardzo skomplikowane.

_____________________________________
Dużo pocałunków w tym rozdziale nie sądzicie? Na koniec lekka aura tajemniczości :D Z początku dodałam ankietę,gdzie jednoznacznie wygrał Niall,ale uznałam,że przez jakiś krótki okres czasu nie będzie jego perspektywy,żebyście nie wiedziały dlaczego się tak zachowuje :P Tak wiem zła i okropna ze mnie dziewczyna,ale mam nadzieję,że dacie radę wytrzymać,no i ruszycie trochę szare komórki. W końcu niedługo szkoła,przyda wam się :D

Jestem chyba pierwszy raz naprawdę zadowolona z rozdziału i chyba to jeden z najlepszych w moim wykonaniu :D W szczególności z perspektywy El jestem dumna :D

NO I PROSZĘ O WIĘCEJ KOMENTARZY! CHOĆBY DLATEGO,ŻE CHCE WIEDZIEĆ ILE OSÓB TAK NAPRAWDĘ TO CZYTA. WIĘC TERAZ KAŻDY CZYTELNIK NAPISZE,CZY MU SIĘ PODOBA ALBO CHOCIAŻ "CZYTAM". TO DLA MNIE WAŻNE WIĘC PROSZĘ WAS .

Do napisania. Wasza Caroline :D

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział XIII .

Rozdział 13.

"Elena"

    Oszukana.Zdradzona.Okłamana.Przybita.Mam wymieniać dalej jak się jeszcze czuję w tym momencie? Nie, no chyba wystarczy. Nie będę dołować samej siebie. Dość. W końcu dobijam samą siebie już od ponad godziny. Tak,wiem trochę długo. Ale leżąc na łóżku i gapiąc się na sufit co innego można robić? No właśnie! Można tylko myśleć jakie to życie jest trudne i niesprawiedliwe. W szczególności w moim przypadku. Jak macie szczęście i jesteście w tym momencie mega szczęśliwi,to gratuluję. Oby tak dalej. Zdecydowanie wole ten drugi stan,wy też? No to świetnie,że się zgadzamy. Super jest jak nie ma się zmartwień,problemów i jest się szczęśliwym na maxa. No,ale niestety w tym momencie do takiego stanu mógłby mnie doprowadzić chyba tyko alkohol albo „coś mocniejszego” jeżeli wiecie o czym mówię. Zapomniałabym o wszystkich nieprzyjemnościach,nie martwiłabym się co zrobić,aby wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji chociaż na chwilę. Ehhh ... marzyć sobie można. Nikt mi tego nie zabroni i to jest wspaniałe. Chociaż by się waliło,paliło,wszyscy by mnie opuścili to i tak marzenia zawsze ze mną zostaną. Nie mają zresztą wyboru,siedzą w mojej głowie,a ja ich nie wypuszczę.
   Teraz, w tym momencie chciałabym,aby jedno z nich spełniła spadająca gwiazda albo ten gruby gość w czerwonym stroju,który podobno daje nam prezenty na gwiazdkę. Tak mówię o św. Mikołaju. Pewnie zastanawiacie się co to za życzenie. Nie wiem czy wolno mi mówić,podobno wypowiedziane prośby nigdy się nie spełniają. Ale chrzanić to. Co ma być to będzie i tego i tak nie zmienię choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała. Pragnę znaleźć brata albo chociaż,żeby przyszedł mi do głowy pomysł w jaki sposób i gdzie mogę go znaleźć. Ale jak już go spotkam,oczywiście czysto teoretycznie,to co zrobię? Rzucę się na niego krzycząc „ Jestem twoją siostrą bliźniaczką”? Uznałby mnie za psychicznie chorą i wezwał policje,a oni zawieźli by mnie prosto do wariatkowa. Mamy jeszcze inny problem. On zapewne nie wie,że ma siostrę. Możliwe,że nie wie nawet,że jest adoptowany. Jego rodzice mogli to przecież przed nim ukryć. No a poza tym,nie powiedzieliby mu,że ma siostrę, w dodatku bliźniaczkę. Przecież jakby wiedział to by mnie szukał,prawda? Nie na pewno nic mu o mnie nie wiadomo. Pozostanę przy tej opcji,bo nawet nie chcę myśleć,że wie o mnie i nigdy nie próbował mnie szukać. Nic nie wiem.Znaczy się wiem jedno,jakby dowiedział się o mnie to całe jego dotychczasowe życie wywróciło by się do góry nogami.Ale i tak za dużo pytań,a za mało odpowiedzi. Mówiąc prosto i na temat to jestem w dupie. Inaczej nie umiem tego określić.
    No i jeszcze jak sobie tutaj leże i tak myślę to powraca wspomnienie Niall'a próbującego mnie pocałować. I tu mamy kolejny wielki znak zapytania. Nie wiem co do niego czuję. Znaczy się kocham go,ale nie wiem czy tylko tak po przyjacielsku,czy no wiecie tak bardziej jak chłopaka. Blondyn jest takim ostatnim promyczkiem nadziei mówiącym,że wszystko w końcu się ułoży i uczucia w całym moim życiu. Wspiera mnie,jest zawsze ze mną kiedy go potrzebuję i na jego widok zawsze wyduszę z siebie szczery uśmiech. Oczywiście mam także wspaniałych,najwspanialszych na świecie przyjaciół,na których mogę liczyć i im zaufać. Ale z Niall'em to coś innego.Można powiedzieć,że z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochuję. Tak zgadza się powiedziałam to i zdaje się ,że jest to całą prawdą.Trzeba w końcu się do tego przyznać przed samą sobą. 
   Tylko to wszystko,całe to bagno jest bardziej skomplikowane niż się wydaje. Kto powiedział,że życie jest proste? Chyba nikt,ale muszę sobie z tym wszystkim poradzić i wierzę,że dam sobie radę.

"Niall"

   Podziwiam ją. Naprawdę ją podziwiam.Stara się nie pokazywać,że jest jej z tym ciężej niż może się wydawać komuś tam. Ale ja wiem swoje. Wiem jak bardzo cierpi,jak jest jej z tym źle. Choćby nie wiem jak się starała,mnie nie oszuka. Za bardzo ją znam. I za bardzo mi na niej zależy,żeby zostawić ją z tym wszystkim samą. Teraz potrzebuje mnie,nas wszystkich bardziej niż kiedykolwiek. Cieszę się,że zgodziła się zamieszkać u nas. Bo po pierwsze nikt kogo nie chciałaby widzieć jej tu nie znajdzie,a po drugie o każdej porze dnia i nocy może przyjść do któregoś z nas i się wygadać lub po prostu wypłakać w ramię.
   Wziąłem butelkę czerwonego wina i pudełko śmietankowych lodów. Muszę sprawić,żeby uśmiech pojawił się na jej twarzy. Uśmiech,który uwielbiam,który sprawia,że dzień staje się jakby piękniejszy. Zapukałem do drzwi. Odpowiedziało mi tylko,powiedziane ledwo dosłyszalnym głosem: "Proszę". Leżała na łóżku,z dłoniami opartymi o podbródek,nie odwróciła się w moją stronę. Cicho zamknąłem drzwi i stanąłem przed nią uśmiechając się szeroko i pokazując wino i pudełko lodów. Spojrzała w górę i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Mimo,że nie była w dobrym humorze to wiedziałem,że uśmiechnęła się szczerze
- Mam coś na poprawę humoru - odezwałem się w końcu,przyjrzała się mi,po czym powiedziała
- Czyli jeżeli dobrze rozumiem to chcesz mnie upić,ale tu nie rozgryzłam po co i nakarmić lodami,żebym była gruba jak hipopotam? - uniosła brwi oczekując na moją odpowiedź
- Tak mniej więcej,ale wiesz hipopotamy są słodkie,tak trochę
- Tak mały słodki hipcio
- To czyli co,mam wyjść i zabrać to ze sobą? - zastanawiała się,no nie jak tak można? Skierowałem się w stronę drzwi i gdy już je otwierałem usłyszałem za sobą głos dziewczyny
- Zostań - usiadła i poklepała miejsce obok siebie,zrobiłem to o co mnie prosiła. Nieoczekiwanie wtuliła się we mnie. Zaskoczyła mnie tym,muszę to przyznać. Objąłem ją ramionami. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa,potrzebowała mnie. Na myśl o tym,że jestem dla niej kimś ważnym poczułem miłe ciepło" rozlewające się" po moim ciele. Z dnia na dzień coraz bardziej mi na niej zależało,coraz częściej myślałem,że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Odsunąłem się,aby móc spojrzeć jej w oczy. Piękne brązowe tęczówki,teraz zaszklone od płaczu. Otwarłem łzy z jej policzków i szepnąłem
- Znajdziemy go. Obiecuję - po czym ją do siebie przytuliłem.

***

- Zwariowałeś?

- Nie
- Na pewno zwariowałeś - po podłym nastroju nie pozostał już ślad. Wino potrafi zrobić swoje. Znaczy się jedna i połowa drugiej butelki wina. Elena rozluźniła się i była zdecydowanie w lepszym nastroju niż ponad dwie godziny temu.
- Ale sama przyznasz,że tam mogłoby być coś co nam pomoże
- No niby tak,ale moi rodzice mogą być w domu
- Sprawdzimy to - w końcu się zgodziła. Wpadłem na pomysł,aby "wkraść" się do domu El i poszperać trochę na strychu,aby poszukać coś na temat Matt'a. Zadzwoniliśmy po taksówkę,bo z racji tego,że trochę wypiłem nie moglem prowadzić. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. 
- No to ty sprawdzasz,a ja tu czekam - przytaknąłem i wyszedłem z auta. Miałem sprawdzić czy ktoś jest w domu. Rodzice Eleny nigdy nie widzieli mnie na oczy,więc jakby otworzyli to mógłbym na ściemniać,że szukam kogoś tam i udać,że to pomyłka. Zapukałem raz,drugi,trzeci i nic. Cisza. Mamy szczęście. Pokazałem gestem dłoni,żeby do mnie przyszła. Otworzyła drzwi,a gdy już byliśmy ponownie je zakluczyła. Od razu ruszyliśmy na strych. Praktycznie nic się tu nie zmieniło od naszego ostatniego bycia tutaj. Przy klapie wejściowo-wyjściowej dalej stał karton z pamiątkami i opowiadaniem babci Eleny. Dziewczyna natychmiast ruszyła w stronę kartonu z papierami,a ja zapaliłem światło,zaczynało się ściemniać
- Wyłącz światło,mogą w każdej chwili wrócić
- I co wtedy? - takiego rozwoju wydarzeń nie przewidziałem,wzruszyła ramionami
- Wtedy zostaniemy tu na noc,aż rano pojadą sobie do pracy. A teraz chodź tutaj i mi pomóż - posłusznie udałem się w jej stronę i usiadłem na podłodze. Po jakimś czasie spojrzałem na nią. Była zdeterminowana. Za wszelką cenę chciała coś znaleźć. Cokolwiek,najmniejszą wskazówkę. Jak mi się zdawało po godzinnych poszukiwaniach,w końcu powiedziała
- Wracajmy już,wrócimy tu jutro. Nie ma sensu,abyśmy tutaj siedzieli - wstawała już z podłogi,gdy usłyszeliśmy dźwięk silnika na podjeździe. Chwilę potem siedząc w zupełniej ciszy udało nam się dosłyszeć dźwięk otwieranych drzwi.
- Cholera - szepnęła El,miałem właśnie powiedzieć to samo. Nie jest zbyt dobrze.
- Elena?! - usłyszałem głos kobiety,zapewne matki dziewczyny - Nie ma jej David
- Spokojne Anne,na pewno nic jej nie jest
- Ale przecież sprawdziliśmy wszystkie hotele,byliśmy u Danici i Kate,a nawet u James'a
- Nie było nas długo. Możliwe,że ma nowych znajomych o których nic nie wiemy. A teraz połóż się,to był męczący dzień - rozmowy ucichły. Spojrzałem w jedną stronę w druga i nigdzie nie było brunetki. Spojrzałem za siebie. Była,siedziała z podkulonymi nogami
- Dopiero teraz się o mnie martwią. A wcześniej byłam dla nich nikim. - szepnęła. Nic nie powiedziałem tylko ją przytuliłem

________________________________________________
I jak się podoba? Mam nadzieję,że was nim nie zanudziłam :P
Wiem,że troszkę długą to trwało,ale w końcu jest ;D Było trochę mało komentarz. 13,ale mam nadzieję,że pod następnym będzie dużo więcej,bo naprawdę komentarze pomagają.
Zaczynam powoli nadrabiać zaległości w komentowaniu waszych blogów,bo trochę się tego narobiło i przepraszam was,że tak długo czekaliście na komentarze,rozdział na tym i na tamtym blogu,nie wiem kiedy na tamtym pojawi się nowy,postaram się,aby był jak najszybciej. No,ale wiecie są wakacje ,ostatnie dwa tygodnie ;( Ale w sumie tęsknie już za moją klasą i za tymi naszymi wygłupami,nie ma co na koniec roku będę ryczeć ;( W końcu 3 klasa. Dobra nie będę opisywać mojego życia. Kończę prosząc o jak największą ilość komentarzy,no i oczywiście w miarę możliwości jak najdłuższych.Zmieniłam troszkę wygląd bloga i jak dla mnie wygląda lepiej ;P

Do napisania. Wasza Caroline ;D


sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział XII.

Rozdział 12.

"Elena"

   Otrzepałam z kurzu kolejną książkę,znowu jakaś książka naukowa sprzed kilkudziesięciu lat. Zajrzałam do środka. Widniał tam podpis " David Davis",podręcznik od angielskiego mojego taty. A no tak! Pewnie się zastanawiacie gdzie jestem i co dokładnie robię. Więc,tak: ostatnio naszła mnie ochota,aby poszperać trochę na strychu. Ten dom należał wcześniej do moich pradziadków,a potem dziadków i teraz ja w nim mieszkam,no bo moich rodziców mieszkańcami tego domu raczej nazwać nie można. Powiedzmy,że tu pomieszkują. A wracając do sedna sprawy,to znalazłam tu pamiętniki mojej prababci,pisane w trakcie wojny i stare albumy ze zdjęciami. Zafascynowały mnie. Zastanawia mnie tylko dlaczego te cenne pamiątki nie leżą w jakimś,powiedzmy "specjalnym" miejscu,tyko przechowywane są tutaj ,na strychu. Tylko się niszczą i tworzy się na nich warstwa kurzu. Moje poszukiwania trwały już drugi dzień,można powiedzieć,że zabawy w Sherlocka Holmsa mi się zachciało. Nie wiedziałam czego szukam,po prostu szperałam w starych rzeczach.
- Tak właściwie to czego tu szukamy? - spytał się mnie po pewnym czasie blondyn. Pierwszego dnia sama przeszukiwałam to miejsce,a Niall jak dowiedział się co robię od razu powiedział,że mi pomoże. 
- Nie ma pojęcia - odparłam z szerokim uśmiechem - Może dowiem się czegoś o mojej rodzinie,no bo niewiele mi opowiadano o przodkach ze strony ojca.- swoich dziadków od strony taty nigdy nie poznałam. Umarli jak miałam roczek. Nie miałam jak się z nimi zapoznać. Zobaczyłam stertę dokumentów,czyli to tutaj wszystko przechowywali,a kiedyś zastanawiał mnie ten fakt. Mam odpowiedź.
- To jest naprawdę niezłe! - Niall powiedział do mnie w pewnym momencie
- Ale co? - zostawiłam papierzyska i podeszłam do niego,ciągle ciekawa co takiego znalazł.
- Opowiadania. Mnóstwo opowiadań. Pisała je twoja babcia,co ciekawe miała na imię Elena - nigdy nie wiedziałam ,że mama mojego ojca miała na imię tak samo jak ja. Zaraz,wróć. Ja miałam tak samo na imię jak ona,nigdy o tym nie wspominał,nawet nie byłam nigdy na cmentarzu,przy ich grobie,nawet gdy chciałam tam pojechać rodzice zawsze mi zabraniali. Nie rozumiałam tego. - Przeczytaj kawałek - podał mi jedną z kartek. Historia opowiadała o dziewczynie imieniem Vanessa,która żyła w latach 50. XX wieku. 

" Było już późne popołudnie,gdy szła na spotkanie do pobliskiej kawiarni. Wiatr rozwiewał jej ciemne loki,które po części zasłaniały jej widoczność. Nie przejmowała się tym zbytnio,ale starała się uważać,aby nie wpaść na przypadkowego człowieka,który mógł właśnie nadejść z przeciwnej strony. Prawie jej się to udało. Niestety ,zagapiła się w jednym jedynym momencie,gdy przechodził obok niej młody chłopak. Zderzyli się,ale udało im się odzyskać równowagę i nie upadli na ziemię. Chłopak zaśmiał się. Przez chwilę myślała,że śmieje się z tego jaka jest niezdarna,lecz nie. W jego śmiechu nie wychwyciła ani nuty złośliwości lub pogardy. Po prostu śmiał się z zaistniałej sytuacji. Gdy to zrozumiała dołączyła do chłopaka,i teraz śmiali się już razem,ku zdziwieniu przechodniów.
- Jestem Dennis - wyciągnął rękę w jej stronę,uścisnęła ją,lekko potrząsając. Dennis bł ciemnym brunetem o brązowych oczach. Był trochę wyższy od Vanessy,a zbudowany jak normalny,przeciętny chłopak w jego wieku. Uznała,że na oko ma około dziewiętnastu lat.
- Miło mi, Vanessa - obdarzyła go uśmiechem.
- Często tu bywasz? - zapytał po chwili namysłu
- Mieszkam niedaleko,a teraz idę na spotkanie - wskazała ręką kawiarnie.
- Tak więc,nie będę już cię zatrzymywał. Do zobaczenia. - powiedział,po czym zniknął w tłumie ludzi.Miała cichą nadzieję,że jeszcze kiedyś go zobaczy i będzie miała okazje z nim porozmawiać. Stała tam jeszcze chwile,a potem ruszyła do kawiarni na spotkanie ze swoim narzeczonym"

Nagle ktoś wyrwał mi kartkę z rąk. Obrzuciłam Niall'a morderczym spojrzeniem. Chciałam wiedzieć co będzie dalej. No ,i jak to Vanessa ma narzeczonego?! 
- Wybacz,ale jeżeli chcesz coś jeszcze przejrzeć przed powrotem rodziców,to nie zajmuj się czytaniem - miał racje,później skończę czytać opowieść,przed powrotem rodziców trzeba jeszcze trochę poszperać. Poprosiłam chłopaka,aby włożył kartki z opowiadaniem do pudła stojącego przy klapie wyjściowej. W jednym z rogów pomieszczenia dostrzegłam coś,co mnie zainteresowało. Coś na kształt gitary,ale mniejsze. Podeszłam bliżej. Teraz już wiedziałam z jakim instrumentem mam do czynienia. Była to lutnia.Ostrożnie wyjęłam ją zza pudeł i otrzepałam z kurzu,na dole tylnej części widniał napis " Rok 1903".
- To może cię zainteresować - powiedziałam,a chwilę potem niebieskooki był już przy mnie i wyciągnął ręce,aby chwycić instrument. - Da się z nią coś jeszcze zrobić? - spytałam z nadzieją w głosie. Była w dobrym stanie,ale z takimi rzeczami nigdy nic nie wiadomo. Leżała tu nie wiadomo ile czasu. Przyjrzał się lutni,przegryzł dolną wargę głęboko się nad tym zastanawiając
- Nie mam pojęcia,ale znam kogoś kto będzie wiedział. - uśmiechnęłam się
- To powierzam ja teraz w twoje ręce - tym razem on się uśmiechnął i szczerzyliśmy się tak oboje,na strychu. W końcu wróciłam do dokumentów. Był tam akt kupna domu,jakieś kwitki,akty urodzenia mojego taty i akty zgonu dziadków i pradziadków, i mój akt urodzenia,ale było w nim coś dziwnego. Ten dokument odstawiłam na bok i szukałam dalej,znalazła kolejny akt urodzenia. Chłopaka,urodzonego tego samego dnia co ja i tylko 5 minut wcześniej,na kartce widniało nazwisko ... Matt Davis. Myślałam,że serce wyskoczy mi piersi,tak łomotało. To znaczyło,że mam brata,ale zaraz jak to możliwe. W pośpiechu znowu zaczęłam przewracać papiery,szukając czegoś,sama nie wiedziałam czego. Ręce trzęsły mi się z nerwów,była wręcz pewna,że pobladłam na twarzy. Znalazłam ... adopcja?! Co? To niemożliwe.To możliwe,żebym była adoptowana?! Nie to nie możliwe,to są dokumenty o oddanie dzieci,widniało na tym nazwisko moje i Matta'a. 
- To niemożliwe - szepnęłam sama do siebie. Leciałam dalej,akt adopcyjny. Ktoś mnie adoptował, jako nazwisko adoptującego podano nazwisko babci. Przełknęłam ślinę,nic nie rozumiałam. Później był już tylko dokument orzekający prawną opiekę nade mną. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Z bezradności,z tego,ze byłam oddana do adopcji,z tego,że miałam brata,na dodatek bliźniaka o którym nic nie wiedziałam. Po prostu ze wszystkiego,nie potrafiłam opanować emocji i pękłam. Poczułam,że ktoś mnie przytula,wtuliłam się ramię chłopaka
- Co się stało? - spytał,w końcu zobaczył swoją przyjaciółkę płaczącą ni stąd ni zowąd i był zdezorientowany. Odsunęłam się od niego i podałam dokumenty. Przeglądał je z coraz większym zdziwieniem. - Ja...ja nic z tego nie rozumiem. - czyli on mi nie pomoże,ale znałam osobę,która będzie wiedziała o co chodzi.

***

   Rozmowa z babcią nie należała do łatwych,ale tylko tak mogłam dowiedzieć się prawdy. Tylko od niej,od nikogo więcej. I dowiedziałam się,sprawiło mi to ogromny ból,sama tego chciałam,ale nie mogłam siedzieć bezczynnie. Jak mi wyjaśniła moi rodzice,o ile mogę ich tak jeszcze nazywać,"wpadli" gdy mieli po 16 lat. Nie wiedzieli co zrobić,a gdy urodziły się bliźniaki to w ogóle mieli mętlik w głowie. W końcu zdecydowali,że oddadzą nas do adopcji. Zrobili to po kryjomu,nikomu nic nie mówiąc. Rodzina wyjechała na weekend,a oni zostali sami z dziećmi. I właśnie wtedy to zrobili. Babcia jak i rodzice ojca wściekli się,i to właśnie dlatego mój ojciec nie miał kontaktu z rodzicami i zapewne dlatego nie mogłam nigdy odwiedzać ich grobu. Kontynuując, babcia dołożyła wszelkich starań,aby nas zaadoptować,tylko,że było za późno. Matt'a już ktoś zabrał i kobiecie pozostała walka o mnie. Nie wnikałam dlaczego nie wzięto nas razem,jako rodzeństwa,ale nie to było najważniejsze. W końcu jej się udało,opiekowała się mna przez okres dwóch lat,a później moi rodzice zrozumieli swój błąd i zajęli się mną. Skończyli studia i zaczęli pracować i być w ciagłej podróży,no i mnie wszędzie ciągali ze sobą,nie pamiętam zbytnio okresu lat spędzonych na wsi u babci,pamiętam tylko jak już pracowali.

***
Nie wiedziałam co mam zrobić z całą tą sytuacją. Jakby tego było mało,matka z ojcem mieli mi do przekazania jakąś ważną nowinę i innym swoim znajomym też,tak więc mieliśmy tu jakie takie przyjęcie. Chciałam porozmawiać z nimi na osobności,ale jeżeli chcą mieć przedstawienie to będą je mieli. Zanim zeszłam na dół otarłam ślady łez z policzków i uspokoiłam się na tyle by nie rozpłakać się przy nich i zachować kamienną twarz. Wiedziałam,że nie będzie łatwo,ale nic w życiu nie jest proste. Droga do celu jest kręta i wyboista. Zeszłam na dół,gdzie już zebrali się goście,na mój widok rodzice wstali,a ja do nich podeszłam. Nawet nie zauważyli,że płakałam.
- Skoro jesteśmy już wszyscy to chcielibyśmy ogłosić wspaniałą nowinę - zawiesiła głos. - Razem z David'em spodziewamy się dziecka - zamurowało mnie,myślałam,że to będzie dotyczyło firmy albo coś w tym guście. Ta wiadomość nie była dla mnie wcale taka miła jak mogło by im się wydawać - Cieszysz się? - z tym pytaniem zwróciła się o mnie - Rozumiem jesteś w szoku,tak samo jak my
- To dziecko też zamierzacie oddać do adopcji? - spytałam,byłam opanowna,ale wiedziałam ,że w każdej chwili mogę wybuchnąć
- Słucham?
- Oj, nie udawaj,że nie rozumiesz. Taki głupi to chyba nie jesteś - w salonie dało się usłyszeć szepty
- Elena uspokój się
- Uspokoić?! Przecież jestem spokojna. - podniosłam głos - Już wiem dlaczego jesteście w stosunku do mnie tacy obojętni,a wystarczył jeden papierek! Jeden gówniany papierek,żebym się tego dowiedziała,a ja głupia zaprzątałam sobie tym głowę! 
- Elena ty nic nie rozumiesz! - tym razem mój ojciec,podniósł głos
- Nic nie rozumiem?! Rozumiem wszystko bardzo dobrze! Nie chcieliście mnie i Matt'a tak samo! - oboje zbledli,zapewne o na wiadomość o tym,że wiem o moim bliźniaku - Odkąd pamiętam nigdy za bardzo się mną nie przejmowaliście! Zawsze ważniejsza była praca i te durne spotkania! Nawet nie wyobrażacie sobie ból mi sprawialiście olewając wszystkie ważne dla mnie chwile. Nigdy nie byliście na żadnym moim przedstawieniu,zakończeniu roku,nawet na mojej wystawie nie raczyliście się pojawić! A ja starałam się być najlepsza,dla was,żebyście mogli być ze mnie dumni,żebym wiedziała,że coś dla was znaczę,że mnie kochacie! Ale dla was zawsze ważniejsza była firma! - skończyłam,a ostatnie dwa zdania mówiłam już przez łzy. Nie odezwali się ani słowem,dostrzegłam łzy płynące po ich policzkach - Co,prawda boli? - odwróciłam się od nich i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Poczułam,że ktoś łapie mnie za rękę. Spojrzałam do tyłu,była to mama,która już teraz płakała. Podeszła bliżej i spojrzała mi w oczy
- Przepraszam - szepnęła,po czym chciała się do mnie przytulić,odsunęłam się
- Zwykłe przepraszam nie sprawi,że wszystkie wasze winy znikną,że ja zapomnę,że byłam dla was tylko dodatkowym balastem. Nie sprawi,że wasze kłamstwa znikną,że Matt tutaj będzie jak gdyby nigdy nic,a przede wszystkim nie sprawi ,że wam wybaczę.  - po czym weszłam po schodach do swojego pokoju i wzięłam z niego walizkę. Burry spojrzał na mnie ze swojego legowiska,a ja tylko go zawołałam
- No chodź piesku - po czym podszedł do mnie i spojrzał na mnie jakby mówiąc "Co się stało?",nic mu nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się przez łzy i wyszłam z pomieszczenia. Ruszył za mną. Na dole przypięłam mu smycz do obroży i już otwierałam drzwi,gdy zatrzymał mnie głos
- Elena zostań,proszę. Gdzie ty się podziejesz? Zostań - nagle przypomniało jej się,że musi się o mnie troszczyć.Wyszłam z domu nic nie odpowiadając. Na ulicy czekał już na mnie samochód w którym siedział Niall. Zamieszkam u chłopaków. Nie chciałam się narzucać,planowałam zamieszkać w jakimś hotelu,miałam oszczędności,ale blondyn stanowczo mi tego zakazał. Reszta zespołu także się zgodziła,więc chyba raczej nie było z tym problemu. Kto wie,może myśleli,że dzięki nim poprawi mi się humor.
- I jak było? - zagadnął blondyn,gdy już ruszyliśmy w drogę
- Niezbyt miło. Ale czuję się tak jakby lżej,jakby to co w sobie dusiłam,wyparowało i już tego nie było. Dziękuję ci za to,że mnie wspierasz i pomagasz,to wiele dla mnie znaczy
- Od tego jestem i teraz co? Chcesz go znaleźć?
- Tak,muszę znaleźć mojego brata - nie wiedziałam jak go znaleźć,ale musiałam,po prostu musiałam

______________________________________________

Witajcie! Wróciłam z martwych,jeżeli można tak powiedzieć :D 

Tak na początek,dziękuję ,każdej z osobna: 
- Gwiazdce
- Fee
- dulcecita

Za komentarz pod informacją.Dziękuje za rady,słowa zrozumienia i pomysły. Pomysły naprawdę są dobre i nie wiem,który wybrać. Może uda mi się je jakoś połączyć,naprawdę jeszcze nie wiem :D Dziękuje ;*

Komentatorki pod informacją wyraziły swoją niechęć do pisania w 3 os. tak więc raczej nie będę niczego zmieniać,można powiedzieć czytelnik mój pan :D Ale napisałam część opowiadania babci Eleny właśnie w 3 os. i co jak się podoba?

Rozdział osobiście mi się podoba. Jestem z niego zadowolona. Zaczęłam pisać go wczoraj w nocy,dzisiaj wieczorem skończyłam,poprawiłam błędy i jak dla mnie jest dobry.

Zagadka tajemniczego nowego bohatera rozwiązana! Zwyciężyło imię Matt,zresztą widać :D Brat bliźniak,tego byście się nie spodziewali,przynajmniej tak mi się wydaje :P

Jak się dzisiaj dowiedziałam ( tak a propo dzięki tato,że mi wcześniej powiedziałeś) jutro wyjeżdżam do babci,a u babci nie mam dostępu do internetu ;/ Tak więc,napiszę nowy rozdział u niej,a później przepiszę na blogspota i opublikuje po weekendzie,no bo nie wiem dokładnie kiedy wrócę. 

Wszystkie blogi,które mam skomentować skomentuję w następnym tygodniu,bo dzisiaj już nie zdążę,muszę się jeszcze spakować i porobić inne rzeczy. Tak więc wszystkie zaległości nadrobię po powrocie.

Pod rozdziałem 11. pojawił się komentarz,że mam nie patrzeć na komentarze,bo zawsze ze mną jesteście,tak wiem to,ale naprawdę bardzo chciałabym znać opinię większości czytelników,tak więc jeżeli można to każdego czytelnika proszę o chociaż krótki komentarz,pod rozdziałami :D

Teraz nie ma ilości komentarzy,bo przez mój "zastój pisarski" długo czekaliście,ale proszę o jak najwięcej komentarzy :D Fajnie byłoby tak po powrocie zobaczyć około 40 komentarzy,a jeszcze lepiej dłuższych :P

Do napisania po powrocie. Wasza Caroline ;D

PS. Nie wiem dlaczego część informacji jest kursywą .

środa, 8 sierpnia 2012

Informacja .

   Na początek kieruje słowa przeprosin do wszystkich czytelników! Szczerze i z całego serca was przepraszam za takie zaległości z rozdziałem. Możecie na mnie nakrzyczeć ,wychłostać,zatłuc patelnią albo wiosłem,jak chcecie.
Wiosłem zainspirowałam się od bohaterki serii "Zwiadowcy" Alyss ;D

Tak więc,zacznę się gęsto tłumaczyć. Na początek powiem,że to po części wina moich przyjaciół,no bo wyciągają mnie z domu i szwendamy się do godziny około 22,no i później trzeba się jeszcze wykapać,zjeść kolacje i trochę schodzi człowiekowi,potem trzeba czekać aż moja siostra łaskawie zejdzie z kompa i około 24 dopiero mam do niego dostęp,a wtedy to ledwo żyję i nie mam sensownych pomysłów. Dodam,że moi przyjaciele tak jada mi po psychice,że wtedy to nic nie wpada do tej łepetyny. Mam też inne zajęcia niż pisanie bloga,i mam też rodzinę,która czasami zajmuje mi laptopa. Część z was wie jak to jest.

Następny powód. Brak weny. Nie mam w ogóle pojęcia jak napisać ten rozdział. Napisałam jedną perspektywę,w której podoba mi się tylko kawałek,później chciałam napisać następną i nie wiedziałam jak no to zaczęłam i uznałam,że to beznadziejne,później kontynuowałam jeszcze inaczej i znowu spełzło na niczym. Teraz myślę co napisać,no i nic mi nie wpada do głowy ;/  Poza tym uznałam,że rozdziały są jakieś takie gorsze niż z początku ;/

Tak więc,mam nadzieję że wena powróci i będę miała czas i napiszę w końcu ten rozdział. W weekend jestem zajęta,praktycznie cały czas,ale może coś koło weekendu będzie nowy rozdział,ale nic nie obiecuje.

Natomiast obiecuję,że go dopracuję,aby był lepszy i będzie dłuższy,przynajmniej się postaram,żeby był.

Zastanawiam się też czy nie napisać go w 3 os. bo myślę czy nie zmienić ogólnie na pisanie w 3 os.,może napisze ten rozdział w 3 os. i wy powiecie jak byście woleli abym pisała. Co wy na to?

Tak więc jeżeli macie jakieś pomysły to napiszcie,bo jak widzicie dopadł mnie brak weny i każdy pomysł się przyda,no i napiszcie co wy na tę propozycje z 3 os.

Jeszcze raz przepraszam i proszę o wybaczenie ;D

Dla tych co nie wiedzą pojawił się (już dość dawno,ale mało komentarzy) rozdział na http://never-give-up-the-dream.blogspot.com/ .

Wasza Caroline ;D