Rozdział I .
Ciepły,letni wiatr
rozwiewał moje ciemne włosy, a ja nie zważając na to,że każdy z
moim włosów rozwiany jest w innym kierunku,szłam sobie
chodnikiem jak cywilizowany człowiek. Od czasu do czasu śląc
szczery uśmiech przypadkowym przechodnią. Robiłam to dlatego,bo
zauważyłam,że coraz częściej pogrążeni jesteśmy w smutku,a
trochę szczęścia jest człowiekowi potrzebne. Widok uśmiechniętej
staruszki,innej osoby w moim wieku, bądź kogokolwiek był dla mnie
wystarczającą nagrodą za taki mały gest,który niektórym
sprawiał radość. Najlepsze było to,że nikt z tego powodu nie
gapił się na mnie jak na dziwadło bądź z miną „ Czego ode
mnie chcesz?”. Zdarzyło mi się kilka takich przypadków np.
w Stanach, ale mimo to nie zaprzestałam mojej osobistej akcji pt.
:”Uśmiechnij się tak jak ja i zaraź tym innych”. Nazwa można
by rzec banalna,ale to w końcu to tylko dla mnie i możliwe,że dla
kogoś jeszcze. Myślałam kiedyś,aby wrodzić tę akcję w życie
na miarę pewnego obszaru,choćby nawet samego Londynu,ale
zrezygnowałam po jakimś czasie rozmyślań. W sumie to na ten
pomysł wpadliśmy ja z moim przyjacielem z obozu w Irlandii,z którym
jak wspominałam kontakt się urwał. To hasło może też odgrywa
jeszcze coś w jego życiu,ale tego nie wiem. Coś mi się zdaje,że
za dużo naoglądaliśmy w tych czasach kreskówek o
superbohaterach, bo w ten sposób chcieliśmy uszczęśliwić
cały świat,aby nie było w nim zła. Tak wiem, może wydawać się
to trochę głupie,ale wtedy zdawało nam się to realne. Właśnie,
wtedy ... teraz znam trochę życie i wydaje mi się,że to by się
nie przyjęło,ale może,sama nie wiem. Niby zawsze jest cień
szansy, taka mikro nadzieja na powodzenie. No,ale nie ma co by było
gdyby,trzeba skupić się na rzeczywistości. Właśnie
rzeczywistość, właściwie to wracam z zajęć
fotograficznych,które niestety były już przedostatnie,bo
odbywają się przez okres wakacji,raz w tygodniu a dokładniej w
piątek i jest to przedostatni piątek do roku szkolnego. Uwielbiam
te zajęcia,ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Każdy
do następnej soboty musi przygotować coś a'la wystawę ze swoimi
pracami. Najgorsze było to,że nie miałam pojęcia jakie zdjęcia
mam tam przedstawić,na całe szczęście do następnej soboty
jeszcze trochę czasu,więc można iść na sesje i wybrać coś
nadającego się do pokazania. Zbliżałam się już do mojego
domu,gdy nieopodal zauważyłam spacerującego sobie biszkoptowego
labradora. Tak psiaka i to na dodatek mojego psiaka, który jak
gdyby nigdy nic szwendał się po ulicy. Tylko co on tu robi i jak
wylazł z domu? Pierwsza myśl: ktoś się włamał... dalej nie
mogłam się już zastanowić, bo mój kochany zwierzak
„rzucił” się na mnie i zaczął lizać po twarzy na powitanie
- Burry przestań! -
rozkazałam mu przez śmiech, na co natychmiast się uspokoił. Miał
dopiero 8 miesięcy, ale był dobrze wyszkolony. Słuchał się mnie
i tak właściwie to tylko mnie, co mnie bardzo uszczęśliwiało.
No ale jak się na ciebie zwalił to nie było miłe,bo trochę
ważył i malutki nie był Ale zaraz,zaraz ... - Piesku co ty tutaj
robisz? - złapałam go za pysk i spojrzałam w jego ślepia – No
tak ty mi tego nie powiesz. Chodź. - na co Burry ruszył przed
siebie patrząc się czy idę za nim – Idę,idę –
odpowiedziałam mu i wstałam z ziemi. Ciągle zastanawiałam się
czy nikt się nie włamał,ale nie. Drzwi od garażu były
otworzone, co oznaczało tylko jedno: rodzice wrócili.
Weszłam do środka i od razu dotarły do mnie ciche rozmowy,
skierowałam się w stronę salonu i nie zważając na to,że
wewnątrz są jeszcze jacyś ludzie,krzyknęłam:
- Czy ktoś może mi
wyjaśnić co Burry robił na zewnątrz?! - moi rodzice zrobili
wielkie oczy nic nie odpowiadając – I co może mam uwierzyć,że
sam wyszedł? Ludzie trzeba myśleć! Mógł go potrącić
samochód, mógł go zabrać hycel,mógł odejść
daleko,a później trzeba było go szukać, mógł
wystraszyć jakieś dziecko bądź człowieka idącego ulicą
biegnąc do niego aby się przywitać, nie wolno go od tak zostawić
samego na wolnej przestrzeni! - zaczęłam wymieniając co mogło by
się stać i zwracając uwagę jak są lekkomyślni, a to niby my
nastolatki nie zastanawiamy się nad tym co robimy. Jakby coś mu
się stało to nie wiem co bym zrobiła, czekałam na ich
wyjaśnienia
- No,ale przyjechała z
nami ciocia Elizabeth ze swoją małą córką,a Burry mógł
jej zrobić krzywdę,więc go wypuściliśmy – nie no nie
wytrzymam,takiego durnego wytłumaczenia to jeszcze nie słyszałam.
Labrador najmilszy chyba pies na świecie mógłby zrobić
krzywdę dziecku i to siedmioletniemu i to jeszcze przy
dorosłych,którzy mogą go pilnować. Mógłby ją
chyba zalizać na śmierć
- To nie jest
wytłumaczenie! Można go było zamknąć u mnie w pokoju, w
łazience. - burknęłam tylko i wyszłam stamtąd. Chwyciłam za
smycz,którą zapięłam przyjacielowi. Spacery z nim zawsze
mnie odprężały, a po tej sprawie i po tym jak moi „kochani
rodzice” wrócili naprawdę było mi to potrzebne. Już
otwierałam drzwi,kiedy dobiegł mnie głos matki:
- Jutro idziesz z nami na
imprezę z okazji zakończenia projektu wakacyjnego i nie ma żadnych
wymówek. - świetnie jeszcze to. Tak „kocham” te imprezy
na których jest banda snobów z którymi da się
pogadać tylko o interesach. Najgorsze jest to,że ich dzieci niby w
moim wieku są niewiele gorsze, nie pogadasz z nimi o normalnych
rzeczach tylko o czymś nudnym,a jak już gadasz to mają taką
nawijkę ( w szczególności dziewczyny,zwane potocznie
pustakami,lalusiami, czyli ich kochanymi rozpieszczonymi
córeczkami),że nic nie powiesz. No ale trzeba się pokazać
z jak najlepszej strony, tej rodzinnej,więc Elena nie ma wyjścia
musi iść, bo inaczej będzie zmieniać miejsce zamieszkania jak
rękawiczki. Postawili mi taki warunek,a ja że się tu
zaaklimatyzowałam, to nie miałam wyjścia. Nie chciałam opuszczać
Londynu i przyjaciół. Trzasnęłam drzwiami wychodząc na
świeże powietrze.
__________________________________________________________________
No i jest pierwszy rozdział,może i za dużo w nim się nie dzieje,ale jak dla mnie nie jest taki zły. Dodaje go dosyć późno,koło pierwszej i mam nadzieję,że się wam spodoba. Dziękuje za miłe komentarze pod prologiem i za 9 obserwatorów, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeszcze raz bardzo dziękuję i mam nadzieję,że liczba czytających,obserwujących i komentujących będzie powiększać się z rozdziału na rozdział. Dodaje sondę, którą zauważyłam już na kilku blogach. Jeżeli czytasz kliknij : CZYTAM, a ja będę wiedzieć ile was jest. No to co, to byłoby na tyle,dziękuje za uwagę,zapraszam do komentowania i do napisania ;D
Wasza Caroline ;D
super rozdział ;) będę czekać na następne rozdziały <3
OdpowiedzUsuńhttp://life-bigger-than-raspberry.blogspot.com/
Świetny rozdział !
OdpowiedzUsuńStyl pisania... bomba;d
Całkowicie wczułam się w sytuację. Ahh ci rodzice.. Wiesz nawet nie wiem co powiedzieć ;d Czekam na nastepny ;*
Podaje moje gg ; 10485748
Zwyczajnie jeżeli chciałabyś o czymś podyskutować, lub zasugerować coś do mojego bloga ;) ;*
Rozdział świetny, mimo iż nie dzieję się nic ważnego, to można poczuć, że dziewczyna czuje dystans do tych 'snobów'.
OdpowiedzUsuńSama miałabym tak samo. Gdybym była nią postawiłabym na swoje, że nie chcę iść. Powinna w końcu uświadomić rodziców, że nie może sobą rządzić..
Powiadamiaj mnie na http://spark-of-hope.blog.onet.pl/
Dodam Cię do blogów w wolnym czasie ;)
Pozdrawiam ;*
oo nareszcie się doczekałam :D genialny ten rozdział :) podoba mi się twój styl pisania. bez większych problemów mogłam wczuć się w całą sytuację :) pisz szybko następny. pozdro :) http://bring-me-the-happiness.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPoczątek ciekawy, czekam na następne rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper ^^
OdpowiedzUsuńCzekamy na następne rozdziały!:)
No to teraz trzeba tylko czekać, aż Elena niespodziewanie spotka się ze swoim przyjacielem z obozu... :)
OdpowiedzUsuńW sumie ja nie wiem czy dałabym radę udawać, że wszystko jest ok jeżeli nie lubiłabym swoich rodziców. Pewnie na przekór im robiłabym coś źle. :)
Pozdrawiam Dreamer
Nie no, co za kochani rodzice... ja bym z takimi nie wytrzymała! Bardzo fajnie, czyta... czekam na następny.
OdpowiedzUsuńInformuj mnie: http://out-of-my-heart.blog.onet.pl/
Fajny blog. Czekam na następne rozdziały. Zapraszam do mnie: gaba011.pinger.pl
OdpowiedzUsuńU mnie kolejny rozdział. www.lovestory-1d.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dreamer
Fajnie piszesz:)
OdpowiedzUsuńA rozdział super...
CO do rodziców to są straszni wypuścić bezbronnego pieska i jeszcze Labradora - to najlepsza rasa :)
Czekam na następny...
Zapraszam do mnie:
ourcrazyholiday.blogspot.com
Jak Ci się spodoba dodaj się do członków :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńświetny blog . masz racje mowiąc ze coraz częsciej popadamy w sutek wiec trzeba sie usmiechać :))))))))
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie dopiero zaczynam http://one-direction-mydream.blogspot.com/2012/05/przed-blogiem-kilka-tygodni-wczesniej.html#comments
Mam takie poważne pytanie. Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńChciałam też powiedzieć, że u mnie pojawiła się szóstka. :)
Zapraszam
Dreamer www.lovestory-1d.blog.onet.pl
Świetny odcinek, mimo iż długi, czytało się go niesamowicie.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że na tym spotkaniu znalazł sie Harry, ja sama popadłabym w jakieś otępienie stojąc tam i przyglądając się na jakichś rozpieszczonych bachorów.
Końcówka mnie zaciekawiła, hmm ;D
Pozdrawiam [spark-of-hope]
http://spark-of-hope.blog.onet.pl/ Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń