Nowy blog.

Zapraszam wszystkich na nowego bloga

http://always--be--yourself.blogspot.com/



sobota, 19 maja 2012

Rozdział I .

  Rozdział I .


    Ciepły,letni wiatr rozwiewał moje ciemne włosy, a ja nie zważając na to,że każdy z moim włosów rozwiany jest w innym kierunku,szłam sobie chodnikiem jak cywilizowany człowiek. Od czasu do czasu śląc szczery uśmiech przypadkowym przechodnią. Robiłam to dlatego,bo zauważyłam,że coraz częściej pogrążeni jesteśmy w smutku,a trochę szczęścia jest człowiekowi potrzebne. Widok uśmiechniętej staruszki,innej osoby w moim wieku, bądź kogokolwiek był dla mnie wystarczającą nagrodą za taki mały gest,który niektórym sprawiał radość. Najlepsze było to,że nikt z tego powodu nie gapił się na mnie jak na dziwadło bądź z miną „ Czego ode mnie chcesz?”. Zdarzyło mi się kilka takich przypadków np. w Stanach, ale mimo to nie zaprzestałam mojej osobistej akcji pt. :”Uśmiechnij się tak jak ja i zaraź tym innych”. Nazwa można by rzec banalna,ale to w końcu to tylko dla mnie i możliwe,że dla kogoś jeszcze. Myślałam kiedyś,aby wrodzić tę akcję w życie na miarę pewnego obszaru,choćby nawet samego Londynu,ale zrezygnowałam po jakimś czasie rozmyślań. W sumie to na ten pomysł wpadliśmy ja z moim przyjacielem z obozu w Irlandii,z którym jak wspominałam kontakt się urwał. To hasło może też odgrywa jeszcze coś w jego życiu,ale tego nie wiem. Coś mi się zdaje,że za dużo naoglądaliśmy w tych czasach kreskówek o superbohaterach, bo w ten sposób chcieliśmy uszczęśliwić cały świat,aby nie było w nim zła. Tak wiem, może wydawać się to trochę głupie,ale wtedy zdawało nam się to realne. Właśnie, wtedy ... teraz znam trochę życie i wydaje mi się,że to by się nie przyjęło,ale może,sama nie wiem. Niby zawsze jest cień szansy, taka mikro nadzieja na powodzenie. No,ale nie ma co by było gdyby,trzeba skupić się na rzeczywistości. Właśnie rzeczywistość, właściwie to wracam z zajęć fotograficznych,które niestety były już przedostatnie,bo odbywają się przez okres wakacji,raz w tygodniu a dokładniej w piątek i jest to przedostatni piątek do roku szkolnego. Uwielbiam te zajęcia,ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Każdy do następnej soboty musi przygotować coś a'la wystawę ze swoimi pracami. Najgorsze było to,że nie miałam pojęcia jakie zdjęcia mam tam przedstawić,na całe szczęście do następnej soboty jeszcze trochę czasu,więc można iść na sesje i wybrać coś nadającego się do pokazania. Zbliżałam się już do mojego domu,gdy nieopodal zauważyłam spacerującego sobie biszkoptowego labradora. Tak psiaka i to na dodatek mojego psiaka, który jak gdyby nigdy nic szwendał się po ulicy. Tylko co on tu robi i jak wylazł z domu? Pierwsza myśl: ktoś się włamał... dalej nie mogłam się już zastanowić, bo mój kochany zwierzak „rzucił” się na mnie i zaczął lizać po twarzy na powitanie
- Burry przestań! - rozkazałam mu przez śmiech, na co natychmiast się uspokoił. Miał dopiero 8 miesięcy, ale był dobrze wyszkolony. Słuchał się mnie i tak właściwie to tylko mnie, co mnie bardzo uszczęśliwiało. No ale jak się na ciebie zwalił to nie było miłe,bo trochę ważył i malutki nie był Ale zaraz,zaraz ... - Piesku co ty tutaj robisz? - złapałam go za pysk i spojrzałam w jego ślepia – No tak ty mi tego nie powiesz. Chodź. - na co Burry ruszył przed siebie patrząc się czy idę za nim – Idę,idę – odpowiedziałam mu i wstałam z ziemi. Ciągle zastanawiałam się czy nikt się nie włamał,ale nie. Drzwi od garażu były otworzone, co oznaczało tylko jedno: rodzice wrócili. Weszłam do środka i od razu dotarły do mnie ciche rozmowy, skierowałam się w stronę salonu i nie zważając na to,że wewnątrz są jeszcze jacyś ludzie,krzyknęłam:
- Czy ktoś może mi wyjaśnić co Burry robił na zewnątrz?! - moi rodzice zrobili wielkie oczy nic nie odpowiadając – I co może mam uwierzyć,że sam wyszedł? Ludzie trzeba myśleć! Mógł go potrącić samochód, mógł go zabrać hycel,mógł odejść daleko,a później trzeba było go szukać, mógł wystraszyć jakieś dziecko bądź człowieka idącego ulicą biegnąc do niego aby się przywitać, nie wolno go od tak zostawić samego na wolnej przestrzeni! - zaczęłam wymieniając co mogło by się stać i zwracając uwagę jak są lekkomyślni, a to niby my nastolatki nie zastanawiamy się nad tym co robimy. Jakby coś mu się stało to nie wiem co bym zrobiła, czekałam na ich wyjaśnienia
- No,ale przyjechała z nami ciocia Elizabeth ze swoją małą córką,a Burry mógł jej zrobić krzywdę,więc go wypuściliśmy – nie no nie wytrzymam,takiego durnego wytłumaczenia to jeszcze nie słyszałam. Labrador najmilszy chyba pies na świecie mógłby zrobić krzywdę dziecku i to siedmioletniemu i to jeszcze przy dorosłych,którzy mogą go pilnować. Mógłby ją chyba zalizać na śmierć
- To nie jest wytłumaczenie! Można go było zamknąć u mnie w pokoju, w łazience. - burknęłam tylko i wyszłam stamtąd. Chwyciłam za smycz,którą zapięłam przyjacielowi. Spacery z nim zawsze mnie odprężały, a po tej sprawie i po tym jak moi „kochani rodzice” wrócili naprawdę było mi to potrzebne. Już otwierałam drzwi,kiedy dobiegł mnie głos matki:
- Jutro idziesz z nami na imprezę z okazji zakończenia projektu wakacyjnego i nie ma żadnych wymówek. - świetnie jeszcze to. Tak „kocham” te imprezy na których jest banda snobów z którymi da się pogadać tylko o interesach. Najgorsze jest to,że ich dzieci niby w moim wieku są niewiele gorsze, nie pogadasz z nimi o normalnych rzeczach tylko o czymś nudnym,a jak już gadasz to mają taką nawijkę ( w szczególności dziewczyny,zwane potocznie pustakami,lalusiami, czyli ich kochanymi rozpieszczonymi córeczkami),że nic nie powiesz. No ale trzeba się pokazać z jak najlepszej strony, tej rodzinnej,więc Elena nie ma wyjścia musi iść, bo inaczej będzie zmieniać miejsce zamieszkania jak rękawiczki. Postawili mi taki warunek,a ja że się tu zaaklimatyzowałam, to nie miałam wyjścia. Nie chciałam opuszczać Londynu i przyjaciół. Trzasnęłam drzwiami wychodząc na świeże powietrze.

__________________________________________________________________
No i jest pierwszy rozdział,może i za dużo w nim się nie dzieje,ale jak dla mnie nie jest taki zły. Dodaje go dosyć późno,koło pierwszej i mam nadzieję,że się wam spodoba. Dziękuje za miłe komentarze pod prologiem i za 9 obserwatorów, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeszcze raz bardzo dziękuję i mam nadzieję,że liczba czytających,obserwujących i komentujących będzie powiększać się z rozdziału na rozdział. Dodaje sondę, którą zauważyłam już na kilku blogach. Jeżeli czytasz kliknij : CZYTAM, a ja będę wiedzieć ile was jest. No to co, to byłoby na tyle,dziękuje za uwagę,zapraszam do komentowania i do napisania ;D

                                                                                                                                  Wasza Caroline ;D

16 komentarzy:

  1. super rozdział ;) będę czekać na następne rozdziały <3


    http://life-bigger-than-raspberry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział !
    Styl pisania... bomba;d
    Całkowicie wczułam się w sytuację. Ahh ci rodzice.. Wiesz nawet nie wiem co powiedzieć ;d Czekam na nastepny ;*

    Podaje moje gg ; 10485748
    Zwyczajnie jeżeli chciałabyś o czymś podyskutować, lub zasugerować coś do mojego bloga ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny, mimo iż nie dzieję się nic ważnego, to można poczuć, że dziewczyna czuje dystans do tych 'snobów'.
    Sama miałabym tak samo. Gdybym była nią postawiłabym na swoje, że nie chcę iść. Powinna w końcu uświadomić rodziców, że nie może sobą rządzić..
    Powiadamiaj mnie na http://spark-of-hope.blog.onet.pl/
    Dodam Cię do blogów w wolnym czasie ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. loveinstyles20 maja 2012 06:08

    oo nareszcie się doczekałam :D genialny ten rozdział :) podoba mi się twój styl pisania. bez większych problemów mogłam wczuć się w całą sytuację :) pisz szybko następny. pozdro :) http://bring-me-the-happiness.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek ciekawy, czekam na następne rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super ^^
    Czekamy na następne rozdziały!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to teraz trzeba tylko czekać, aż Elena niespodziewanie spotka się ze swoim przyjacielem z obozu... :)
    W sumie ja nie wiem czy dałabym radę udawać, że wszystko jest ok jeżeli nie lubiłabym swoich rodziców. Pewnie na przekór im robiłabym coś źle. :)
    Pozdrawiam Dreamer

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie no, co za kochani rodzice... ja bym z takimi nie wytrzymała! Bardzo fajnie, czyta... czekam na następny.

    Informuj mnie: http://out-of-my-heart.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny blog. Czekam na następne rozdziały. Zapraszam do mnie: gaba011.pinger.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie kolejny rozdział. www.lovestory-1d.blog.onet.pl
    Pozdrawiam Dreamer

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie piszesz:)
    A rozdział super...
    CO do rodziców to są straszni wypuścić bezbronnego pieska i jeszcze Labradora - to najlepsza rasa :)
    Czekam na następny...

    Zapraszam do mnie:
    ourcrazyholiday.blogspot.com
    Jak Ci się spodoba dodaj się do członków :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny blog . masz racje mowiąc ze coraz częsciej popadamy w sutek wiec trzeba sie usmiechać :))))))))



    zapraszam do mnie dopiero zaczynam http://one-direction-mydream.blogspot.com/2012/05/przed-blogiem-kilka-tygodni-wczesniej.html#comments

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam takie poważne pytanie. Kiedy kolejny rozdział?
    Chciałam też powiedzieć, że u mnie pojawiła się szóstka. :)
    Zapraszam
    Dreamer www.lovestory-1d.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny odcinek, mimo iż długi, czytało się go niesamowicie.
    Całe szczęście, że na tym spotkaniu znalazł sie Harry, ja sama popadłabym w jakieś otępienie stojąc tam i przyglądając się na jakichś rozpieszczonych bachorów.
    Końcówka mnie zaciekawiła, hmm ;D
    Pozdrawiam [spark-of-hope]

    OdpowiedzUsuń
  16. http://spark-of-hope.blog.onet.pl/ Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń